Jeżeli szukasz czegoś innego niż opowiadanie

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział I

 Minęło wiele dni nim Scarlett McKinnon zdecydowała się opuścić gorącą krainę i udała się do szkoły Magii i Czarodziejstwa - Hogwartu. Drugi sierpnia, okazał się bardzo deszczowy. Długa czarna peleryna przemokła zupełnie, gdy szła z Hogsmaed do zamku. Po ciemnych włosach spływały stróżki wody. Sam Hogwart, tak pusty i nijaki w czasie wakacji, nie zachwycił jej tak jak zawsze. Był jakby mniej magiczny. Nie wiele portretów zostało po bitwie, a gruzy leżały gdzie popadnie, jakby ktoś zapomniał, co to różdżka.
-Tarantula.-odparła dziewczyna gdy kamienna himera nie chciała jej przepuścić do gabinetu dyrektorki prosząc o hasło. Pokój był pusty. Wszystkie obrazy opuściły swoje ramy i zostały po nich tylko czarne, matowe płótna. Jednak, nie do końca wszystkie... Portret profesora Dumbledora taki nie był. Albus siedział spokojnie na swoim miejscu.
- Witaj, moja droga. - odrzekł cichym i zmęczonym głosem, gdy McKinnon kładła fałszywe dokumenty z Beauxbatons na biurku. Ręce trzęsły się jej do tego stopnia, że musiała trzymać skrawek swojej białej koszuli aby ją uspokoić. Mimo wszystko w jej oczach czaił się lęk, że ktoś odkryje tajemnice.
- Dzień dobry panie profesorze - odpowiedziała grzecznie dziewczyna i przysiadła na małym stołku. Mebel zachybotał się niebezpiecznie, więc Scarlett powstała i postanowiła, że będzie stać całą wizytę.
- Ach tak! - westchnął Albus Dumbledore.- Ten stołek zawsze był zepsuty, miałem go wyrzucić... Chyba zapomniałem.
- Chyba tak panie profesorze.- stwierdziła zestresowana dziewczyna. - Gdzie znajduje profesor McGonnagall? Miałam dziś się z nią spotkać.
-Oh, dzisiaj jej nie będzie. Mi właśnie powierzono zadanie spotkania się z tobą. - oznajmił portret. - Widzisz... Nigdy nie było takiej sytuacji żeby czarodziejka, ucząca się we Francji, miała angielskie korzenie i po latach zdecydowała się by pójść do Hogwartu.
- Naturalnie. - odparła Scarlett. Dyrektor wskazał ruchem ręki na pergaminy i poleciłby dziewczyna wzięła sobie jeden.
- Nałóż na głowę tiarę przydziału moja droga. - dyrektor zdjął swoje okulary połówki.
McKinnon ostrożnie podeszła do szklanej szafki, w której był magiczny przedmiot. Nie chętnie założyła ją na głowę, lecz po chwili usłyszała głos w swojej głowie:
- Mądre to i odpowiedzialne. Coś mi mówi, że odpychasz od siebie dom Godryka. A pasujesz tam moja droga, pasujesz. Helga cię nie zechce... Tak, to będzie odpowiednie.
-
Ravenclaw- oznajmiła czapka, tym razem już na głos.
- Dziękuje. Możesz już iść... - stwierdził dyrektor. - Chyba czegoś zapomniałaś. - wskazał na małą paczuszkę. Dziewczyna wzięła ostrożnie pakunek.
- Do widzenie panie profesorze. - szepnęła krukonka zastanawiając się co to za paczka.
- Panno Granger, proszę pamiętać, że ludzie to nie opakowania. Ważne mają wnętrze, a nie okładkę. - McKinnon usłyszała tylko pierwsze słowa. Dumbledore wiedział, kim była na prawdę. Nie istniał nikt taki jak Scarlett McKinnon. Ona nazywała się Hermiona Granger.
***
Czyste granatowe niebo ozdabiały małe gwiazdy. Świeciły niczym cekiny na aksamitnej sukience. Gdyby nie miejsce, z którego było je widać... Mroczny las stał pusty, bez zwierząt. Były tam oczywiście rośliny, lecz nikt nie spodziewał się, że jest tam dwójka ludzi, ponad to, te dwie osoby o sobie nie wiedziały. Jedna z nich, smutna, samotna, poruszała się po lesie już dość długo. Chodziła boso, a stopy miała brudne od błota. Nędzne resztki jej ubrań zakrywały jedynie głębokie rany. Cięcia nie były wykonanie mugolską bronią. Od ran zionęło magią. Nie goiły się i często krwawiły, jednak nie możliwe było od nich umrzeć. Ta druga dziewczyna była młoda. Przeskakiwała wesoło, co drugi kamień zbierając kwiaty. Rude włosy związane z długiego warkocza delikatnie uderzały o jej plecy, szare oczy błądziły po wszystkich drzewach szukając ptaków lub choćby jakiejkolwiek oznaki życia. Wstąpiła w gąszcz zainteresowana małą stokrotką, jej białe płatki nie były już białe, były lekko czarniawe. Nagle poczuła szybki oddech na swoim karku.
- Czego tu szukasz? - warknęła postać za jej plecami.
- Ja nic nie szukam, tu chyba. - wyjąkała w odpowiedzi oddychając ciężko rudowłosa.
- Nawet, jeśli nie... To się pobawimy! - zaśmiała się szaleńczo kobieta. Szarooka uniosła się wysoko w górę. Z jej kieszeni wyleciała różdżka, jednak ta zdawała się tego nie zauważać, wrzeszczała jak opętana szarpiąc się jakby nie mogła wydostać się z pułapki. - Chcę usłyszeć prośbę! - nuciła wariatka.
- Zabij mnie! ZABIJ!!! - wrzeszczała torturowana, nagle zaczęła krwawić. Z jej oczu ciekły łzy, które nagle zamieniły się na krew.
- Skoro tak? - kobieta wymruczała coś pod nosem i dziewczyna upadła. Elenor, tak miała na imię Ruda, nie żyła. Ciało morderczyni upadło, czarny pył unosił się w powietrzu. Nad ciałem zabitej zatrzymał się i opadł. Elenor odtworzyła oczy.
- Jak dobrze znów pooddychać. - oznajmiła wesoło. - Wracamy do domu!
Rudowłosa zniknęła, las opustoszał zupełnie.
***
Ogromny tłok na peronach panujących w Londynie oznaczał tylko jedno: pierwszy września. Uczniowie wracali do szkół, wielu robiło to nie chętnie. Ekspres pędzący do Hogwartu był przepełniony bardziej niż zwykle. Do siedmiu roczników jadących jak zwykle dołączył jeszcze ósmy, dla tych czarodziejów, którzy chcieli posiadać pełne wykształcenie a opuścili jeden rok nauki. Większość uczniów siedziało na korytarzach inni szukali paru centymetrów dla siebie. Hermiona Granger, jako Scarlett McKinnon przemierzała wagony w poszukiwaniu jakiegoś miejsca. W przedostatnim wagonie grupka puchonów zrobiła jej trochę przestrzeni na podłodze. Ginny siedziała jedynym wolnym przedziale. Scarlett nie chciała jednak zwracać na siebie uwagi, więc tylko przepuściła innych by usiedli na wolnych miejscach. Sama zajęła wygodnie miejsce przy oknie. Przysiadła spokojnie opierając się o ścianę i wyciągnęła książkę.
Słychać gwizd pociągu, dźwięk odbija się echem w mojej piersi. Reflektor z przodu miga, kiedy pociąg pędem mija szkołę i zgrzyta na żelaznych szynach. 
Słychać dziwny huk. Kilka osób wstało i z zaniepokojonymi minami wyglądało przez okno.
- Zapytam się konduktora, co się dzieje.- oznajmiła jakaś dziewczyna o mysich włosach. Wagonem zatrzęsło tak mocno, że upada.
Z kilku wagonów wyskakuje chmara chłopców i dziewczyn w ciemnych ubraniach
Drugi huk. Do wagonu powpadali inni uczniowie i próbowali się pchać się do okien. Scarlett wzruszyła ramionami i czytała dalej starając się nie zwracać uwagi na zgiełk.
Jedni upadają, turlają się, inny się zataczają, przechodzą kilka kroków i odzyskują równowagę*
Ostatni najgłośniejszy huk. Coś zgrzytało. McKinnon wstała powoli i wyglądnęła przez okno.
- Odczepili ostatni wagon!- odrzekła po chwili tak spokojnie jak to było możliwe. Ktoś jęknął i zaczął łkać.
- Tam była moja siostra!- bełkotała ta sama dziewczyna, która miała iść po konduktora.
Parę osób podbiegło do niej i zaczęło składać nie realne obietnice. Oczywiste było, iż nie przeżył nikt z tam tego wagonu.
***
*fragmenty z książki Veronicki Roth pt "Niezgodna"
Bardzo długo obijałam się i nie przepisywałam rozdziału. Niestety mamy koniec wakacji, co oznacza mniej wolnego czasu, lecz więcej dyscypliny w moim przypadku. Jak wam się podoba rozdział? Mi się całkiem całkiem, ale to wy oceniacie :) CZYTASZ- KOMENTUJESZ!
Uprzedzam, że nie wiem czy nie ma w powyższym tekście błędów. Jeżeli jakiś znajdziecie, proszę o wytknięcie mi go. POSZUKUJĘ BETY, w razie zainteresowanie proszę o kontakt ze mną przez maila.
Dreamer

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Prolog

Po Bitwie o Hogwart wielu uczniów ze szkoły wyjechało i postanowiło nigdy nie wracać. Zapewniona posada aurora stanowiła stałe źródło zarobków, więc nie musieli się martwić o pieniądze. Harry Potter, Ron Weasley oraz Hermiona Granger dyskutowali na temat twojej przyszłości przy małym ogniku wyczarowanym przez Mionę i zamkniętym w słoiku, dzięki czemu stwarzał przyjemne światło.
- Ja zostaje aurorem. Od czwartej klasy o tym marzę. - oznajmił spokojnie czarnowłosy i poprawił swoje okulary, które zsunęły mu się delikatnie z nosa.
- Jak ty pracujesz w ministerstwie to ja też! - stwierdził Weasley bez oporów. - A ty Hermiono?- dziewczyna spojrzała zakłopotana w podłogę.
-Ja wracam do szkoły- bąknęła cicho.
- CO?!- wykrzyknęli równocześnie Ron i Harry.
To głupi pomysł.- powiedział Ron.- Zostań z nami Miona!
-Hogwart nie jest bezpiecznym miejscem i taki w najbliższej przyszłości nie będzie.- oznajmił Potter. - Odbudowy, brak Dumbledora, system obronny jest w beznadziejnym stanie. No i warto pamiętać, że nie wszyscy śmierciożercy są już schwytani. Wczoraj znaleziono Lavender Brown, George mi powiedział.
- Serio?- zdziwił się Ron.- Wisiała mi galeona.
- Ron...- Granger podejrzliwie spojrzała na swojego chłopaka.
- NO, DOBRA.- westchnął rudzielec - Dwa knuty, galeona nie miałem.
- Czyli co, zostajesz i pracujesz w ministerstwie?- spytał Harry.
- Nie.- zmarkotniała dziewczyna. - Poszukam rodziców, może jeszcze nie jest za późno. Dłużej zwlekać nie mogę. Pojadę sama Ronaldzie. - dodała gdy chłopak otwierał usta.
***
-Co robisz Miona?- spytała Ginny bawiąc się swoimi rudymi warkoczami. Granger zaczęła nagle pakować kufry. W jednaj ręce trzymała zielone spodnie a w drugiej różdżkę.
- Ciebie nie powinno to obchodzić! - syknęła Hermiona. Była już spocona i zła, prawdopodobnie nie mogła znaleźć kociołka. Dopiero, gdy wyjęła go z za szafy odetchnęła z ulgą. - Wyjeżdżam.
- Jak to?! A Ron? - gryfonka spojrzała na rudą tak złowrogo, że ta przestała mówić tak szybko jak zaczęła.
- Ron - wycedziła przez zęby.- nie ma tu absolutnie nic do gadania. - rzuciła do kufra purpurowy sweter po czym podbiegła i wyrzuciła go daleko z bagażu. Na jego miejsce włożyła starannie błękitną sukienkę i zamknęła kufer ostrożnie. Weasley zajrzała do drugiej torby, zamiast wielu książek, znoszonych jeansów, starych koszulek i wielkich swetrów były tam zupełnie nowe rzeczy.
- Nie grzeb w moich rzeczach. - Hermiona pociągnęła Ginny za sweter. Machnęła różdżką i wszystkie ubrania wylądowały schludnie w kufrze. Twarz panny Weasley zakryły jej przeblaskujące złotem włosy, więc Granger nie ujrzała przerażonego spojrzenia dziewczyny.
- Tam pisze Scarlett McKinnon. Kim ona jest?- wyszeptała dziwnym głosem.
Hermiona wzięła kufry i deportowała się z Nory. Wylądowała w starym domku na drzewie koło domu jej przyjaciółki z przedszkola. Wyciągnęła różdżkę i zaczęła sama rzucać na siebie zaklęcia. Ostre, białe światło oślepiłoby każdego, kto stałby za blisko. Na miejscu gryfonki stała teraz wysoka kobieta z czarnymi włosami, jej granatowe oczy można było łatwo pomylić z ciemnym szarym, ubrana była w czarne spodnie i dopasowany sweter tego samego koloru.
- Ja jestem Scarlett McKinnon. - odrzekła kobieta głębokim, dostojnym głosem. Kolejna deportacja, Scarlett zrobiło się nagle gorąco, temperatura wzrosła szybko o parę stopni.
- Panna McKinnon? Czekamy od rana.- powiedział jeden z wielu ubranych na biało czarnoskórych mężczyzn. - Zapraszam.
***
Mamy prolog! Czy bardzo ciekawy to nie wiem, wy stwierdzicie :)
Jeżeli zauważycie jakiś błąd wytknijcie mi go ja się poprawię, a jak wiadomo przecież, początki są najtrudniejsze :)
Na blogu obowiązuje zasada CZYTASZ = KOMENTUJESZ